Niektóre, pozornie proste historie, mogą być niezwykle wciągające, gdy popatrzy się na nie z nieco innej perspektywy. Taki właśnie był dla mnie komediodramat „Dym” (1995) w reżyserii Wayne’a Wanga, w którym uchwyciłam metaforyczną rolę fotografii.
Spis treści:
- Dym (1995) – opowieść o opowieści
- Fotografia – cicha bohaterka filmu Dym (1995)
- „wszystkie fotografie mówią: »memento mori«”
Dym (1995) – opowieść o opowieści
Lato 1990 roku, nowojorski Brooklyn. W niewielkim sklepiku tytoniowym rozpoczyna się akcja filmu Dym (1995). Brooklyńska trafika jest miejscem, w którym losy wszystkich bohaterów się przecinają. Poznajemy tu gospodarza, Auggiego Wrena (Harvey Keitel), poczytnego pisarza, Paula Benjamina (William Hurt) oraz dążącego do spotkania z ojcem nastolatka, Thomasa Cole’a (Harold Perrineau Jr.).
W filmie ukazano stosunkowo proste, codzienne historie, które na swój sposób są niezwykłe. Istotną rolę gra tu przypadek, a sposobem na wyjście z trudnej sytuacji może być wsparcie drugiego człowieka. Opowieść podzielono na rozdziały, każdy z nich mówi o perypetiach innego bohatera. Dym (1995) to przede wszystkim rozmowy o przeszłości i teraźniejszości, debaty o rzeczach błahych i fundamentalnych. To film o przyjaźni, bezinteresowności i zaufaniu.
Fotografia – cicha bohaterka filmu Dym (1995)
W unoszącym się papierosowym dymie możemy dostrzec także niepozorną, lecz równie istotną bohaterkę produkcji – fotografię. Widzimy ją już w pierwszych kadrach filmu, za ladą sklepu na ścianie są powieszone zdjęcia w ramkach. Ich szczegóły nie są wyraźne, jednak ten element scenerii sugeruje, że fotografia jest obecna w życiu właściciela kiosku. O tym, jak jest istotna, dowiadujemy się niedługo później, gdy opowiada on Paulowi Benjaminowi o swoim hobby, które, jak mówi, „zajmuje tylko 5 minut dziennie”.
Codziennie rano, o godzinie 8, Auggie Wren robi zdjęcie skrzyżowania przed swoim sklepem. Fotografuje swoją „małą część świata, w której też coś się dzieje, jak wszędzie indziej”. Projekt liczy już 4 tysiące pozornie identycznych kadrów. Auggie nazywa go „dziełem życia”, „kroniką jego miejsca na świecie”. Fotografie, mimo tej samej perspektywy, różnią się od siebie znacząco. Jak tłumaczy ich autor, każde zdjęcie jest „takie same, ale każde jest inne. Jedne poranki są słoneczne, inne pochmurne, światło letnie, jesienne, dni powszednie, weekendy; ludzie są w płaszczach przeciwdeszczowych i kaloszach albo w podkoszulkach i szortach; czasem ci sami ludzie, czasem inni; czasem ci inni stają się ci sami, a ci sami znikają. Ziemia kręci się dookoła słońca i promienie słoneczne codziennie padają pod innym kątem”.
„wszystkie fotografie mówią: »memento mori«”
Jaką rolę pełni tu fotografia? Z pewnością każdy odczyta to inaczej. Dla mnie cały ten cykl z powiązanych z fotografią wydarzeń może być metaforą przemijalności ludzkiego życia. W filmie tę kruchość życia przeciwstawiono jego afirmacji. To piękno rzeczywistości możemy jednak odnaleźć, gdy uważniej przyjrzymy się codzienności. Słowa Auggiego: „nigdy tego nie pojmiesz, jeśli nie zwolnisz, przyjacielu”, wypowiadane w stronę przeglądającego zdjęcia Paula, mogą dotyczyć nie tylko dostrzeżenia szczegółów w fotografii, ale także dojrzenia piękna doczesnego życia.